W ubiegłym roku na ulicy Wolności w
Chorzowie, głównym deptaku handlowym, pojawiła się kolejna, czwarta sieć
drogeryjna- HEBE. To kolejny projekt biznesowy Jeronimo Martins Dystrybucja, właściciela sieci Biedronka.
HEBE szturmem zdobyła
rynek i miejscową klientelę, oferując wyjątkowo atrakcyjnie urządzony lokal,
bogatą ofertę nie tylko kosmetyków, ale i m.in. artykułów parafarmaceutycznych,
tekstyliów oraz luksusowych produktów spożywczych- herbaty, yerba mate, smakowe
wina musujące… Doskonale przemyślany program lojalnościowy zapewnia stałe zniżki,
gratisy i bony na artykuły w drogeriach HEBE. Gama dostępnych perfum
porównywalna do tych, jakie stoją na półkach w profesjonalnych perfumeriach
oraz zdecydowanie niższe ich ceny i niekończące się promocje przyciągają
klientów z całego województwa. Dodatkowo nowatorsko przeszkolona obsługa i
ochrona sprawiają wrażenie najwyższych standardów i gwarancji jakości. Hebe
wydaje też własną, bardzo ładną gazetkę produktową oraz utrzymuje stały mailowy
kontakt z klientami. Pod względem marketingowym jest więc projektem bardzo
przemyślanym, niemal doskonałym.
Mimo wszystkich tych plusów i
doskonałości tekst nie będzie zachęcał do zakupów w drogeriach HEBE. Tym, co
skłoniło mnie do poruszenia tematu rozrastającej się sieci drogerii jest jakość
sprzedawanych tam produktów. Jest ona fatalna. Artykuły kosmetyczne
prestiżowych marek bardzo różnią się od artykułów dostępnych w innych
drogeriach czy perfumeriach. Za przykład niech posłużą trzy produkty różnych
firm, które kupuję regularnie: tusz do rzęs L’oreal Architect. Tusz, który
kupiłam w HEBE był suchy i kruszył się na rzęsach. Ponadto opakowanie
wystarczyło dokładnie na połowę czasu, w porównaniu z tym produktem, kupowanym
w innych sklepach. Pomyślałam, że może taka partia się trafiła i nie drążyłam
tematu. Następne były perfumy „One Million” Paco Rabanne. To męski zapach z
najwyższej półki, charakteryzujący się wyjątkową trwałością i zmienną nutą
zapachową w czasie. W HEBE był ok. 50 zł tańszy niż w wiodących perfumeriach.
Perfumy okazały się zapachowo „płaskie”, a na skórze utrzymywały się nie dłużej
niż 2 godziny. Byłam naprawdę zdenerwowana, ale pomyślałam tylko: masz nauczkę,
by nie kupować perfum w zwykłych drogeriach. Jakieś 3 tygodnie temu dostałam od
HEBE bon o wartości 10 zł i postanowiłam kupić podkład Max Factor Colour Adapt,
który właśnie mi się skończył. Lubiłam go za konsystencję musu i idealne
pokrycie. Podkład kosztował dokładnie tyle samo, co w innych drogeriach. Jakie
było moje zaskoczenie, kiedy z opakowania polał się rzadki płyn. I znów
pomyślałam: może to tylko pierwsza warstwa... Niestety, produkt jest rozwodniony,
niczym nie różni się od tanich podkładów, jakie można dostać za połowę tej
ceny.
Osobiście czuję się oszukana, choć
należałoby użyć mocniejszych słów. Taki stan rzeczy jest niedopuszczalny. Pod
przykrywką profesjonalnej i przyjaznej drogerii, która dzięki supersprawnym
działaniom promocyjnym zdobywa zaufanie klientów, w której zakupy codziennie
robią setki osób, kryje się fatalna jakość, najniższy sort i krętactwo. Planowana
jest dynamiczna ekspansja sieci w całej Polsce. Na Śląsku funkcjonują już 4
drogerie HEBE - w Chorzowie, Bytomiu, Zabrzu i Gliwicach. Te drogerie będą
przejmowały klientów popularnych sieci. Pytanie: kiedy klienci HEBE zorientują
się, że coś jest nie tak?