czystasoda@gmail.com

poniedziałek, 4 marca 2013

Rzęsy metodą 1:1


  Sztuczne rzęsy zakładałam trzy razy w życiu. Raz przed Woodstockiem w 2011 roku, drugi raz przed Woodstockiem w 2012 roku i trzeci raz miesiąc temu. Nie przypuszczałam, że napisze o tym na blogu, gdyby nie Elżbieta Okupska.

  Usługa przedłużania rzęs metodą 1:1 (jedna sztuczna rzęsa przyklejana do jednej naturalnej) weszła na polski rynek kosmetyczny parę lat temu tworząc godną uwagi alternatywę dla wielu kobiet, które codziennie poświęcają zbyt dużo czasu na poranny makijaż. Metoda cieszy się ogromną popularnością zwłaszcza w okresie letnim, kiedy upał i woda nie idą w parze z wytuszowanymi rzęsami. Równie często z zabiegu korzystają panie, które chcą wyglądać świetnie, budząc się rano obok (ukochanego lub nie) mężczyzny.


  Początkowo zabieg oferowało niewiele salonów kosmetycznych, a tam, gdzie był możliwy, kosztował majątek: ceny wahały się od 200 do ponad 500zł. Dziś niemal każde studio urody posiada mniej lub bardziej wykwalifikowaną osobę, która już za niewielkie pieniądze będzie dłubała przy cudzych powiekach przez 3-4 godziny. Przynajmniej raz w miesiącu na serwisach grupowych zakupów znajdziemy ofertę przedłużania rzęs metodą 1:1 za dumpingową cenę 30-50zł. Ponadto czarny rynek kosmetyczny kwitnie i nie jest trudne znalezienie osoby, która doklei nam w domu rzęsy na własnej kozetce za ok 100zł.

  Jak to właściwie jest z tym doklejaniem rzęs i dlaczego nikt nam nie da gwarancji, że wydając na zabieg 200zł w salonie dostaniemy najwyższą jakość usługi, a idąc do dziewczyny „z ogłoszenia” wrócimy bez powiek? Przyjrzyjmy się pokrótce elementom składowym takiego zabiegu.

  Po pierwsze materiały, czyli rzęsy i klej. Po pierwszym zabiegu (domowa kozetka z ogłoszenia) wyglądałam jak gwiazda filmowa płci transwestyta. Podczas drugiego zabiegu (salon z gruponu) wylałam dwa morza łez: gdy klej dostawał mi się do oczu oraz gdy próbowałam je otworzyć, rozrywając „zrośnięte” powieki. Na trzeci zabieg udałam się już do poleconej mi osoby, która pracowała i w salonie, jako kosmetyczka i przyjmowała po godzinach za połowę stawki. Wtedy po raz pierwszy wróciłam naprawdę zadowolona.

  Co może pójść nie tak? Nie licząc jakości materiałów (za 50zł na pewno ich nie dostaniemy), chodzi o precyzję, doświadczenie kosmetyczki i przede wszystkim pewien „dryg” do takich długotrwałych, żmudnych zabiegów. Jeśli wykonująca je osoba nie posiada wszystkich trzech umiejętności, grozi nam look spod mrówczych odnóży, czyli poskręcane, poplątane rzęsy, wyginające się w dół, kłujące gałkę oczną lub wypadające garściami. Jeszcze gorzej, gdy rzęsy będą się sklejać w grube stożki- nie liczcie na to, że poradzicie sobie z tym za pomocą szczoteczki czy wykałaczki.

  Co jest ważne? Aby jak najmniej ingerować w ów powiekowy artefakt. To nie prawda, że szczotkując czy tuszując oko pomagamy rzęsom. Takiej porady udzielić może tylko kosmetyczka, niezadowolona z efektu swojej pracy. Polecam natomiast usuwanie makijażu za pomocą nasączonego płynem do demakijażu patyczka kosmetycznego. Rzęsy powinny się trzymać 3-5 tygodni.

Uwaga! Doklejać powinno się jedynie górne rzęsy. Założenie dolnych wiąże się z pracą na otwartym oku, co stanowi poważne zagrożenia dla Waszego zdrowia!


  Dlaczego Elżbieta Okupska? W ostatnich odcinkach serialu „Na Wspólnej” śmigała po planie w długich, gęstych i nie swoich rzęsach. I nie wyglądała ani trochę dobrze.

1 komentarz:

  1. Też zauważyłam te sztuczne rzęsy u Pani Okupskiej. Wyglądają na prawdę sztucznie ;)

    OdpowiedzUsuń