czystasoda@gmail.com

środa, 29 maja 2013

HEBE - drogeryjny przekręt roku!

   W ubiegłym roku na ulicy Wolności w Chorzowie, głównym deptaku handlowym, pojawiła się kolejna, czwarta sieć drogeryjna- HEBE. To kolejny projekt biznesowy Jeronimo Martins Dystrybucja, właściciela sieci Biedronka. HEBE szturmem zdobyła rynek i miejscową klientelę, oferując wyjątkowo atrakcyjnie urządzony lokal, bogatą ofertę nie tylko kosmetyków, ale i m.in. artykułów parafarmaceutycznych, tekstyliów oraz luksusowych produktów spożywczych- herbaty, yerba mate, smakowe wina musujące… Doskonale przemyślany program lojalnościowy zapewnia stałe zniżki, gratisy i bony na artykuły w drogeriach HEBE. Gama dostępnych perfum porównywalna do tych, jakie stoją na półkach w profesjonalnych perfumeriach oraz zdecydowanie niższe ich ceny i niekończące się promocje przyciągają klientów z całego województwa. Dodatkowo nowatorsko przeszkolona obsługa i ochrona sprawiają wrażenie najwyższych standardów i gwarancji jakości. Hebe wydaje też własną, bardzo ładną gazetkę produktową oraz utrzymuje stały mailowy kontakt z klientami. Pod względem marketingowym jest więc projektem bardzo przemyślanym, niemal doskonałym.



   Mimo wszystkich tych plusów i doskonałości tekst nie będzie zachęcał do zakupów w drogeriach HEBE. Tym, co skłoniło mnie do poruszenia tematu rozrastającej się sieci drogerii jest jakość sprzedawanych tam produktów. Jest ona fatalna. Artykuły kosmetyczne prestiżowych marek bardzo różnią się od artykułów dostępnych w innych drogeriach czy perfumeriach. Za przykład niech posłużą trzy produkty różnych firm, które kupuję regularnie: tusz do rzęs L’oreal Architect. Tusz, który kupiłam w HEBE był suchy i kruszył się na rzęsach. Ponadto opakowanie wystarczyło dokładnie na połowę czasu, w porównaniu z tym produktem, kupowanym w innych sklepach. Pomyślałam, że może taka partia się trafiła i nie drążyłam tematu. Następne były perfumy „One Million” Paco Rabanne. To męski zapach z najwyższej półki, charakteryzujący się wyjątkową trwałością i zmienną nutą zapachową w czasie. W HEBE był ok. 50 zł tańszy niż w wiodących perfumeriach. Perfumy okazały się zapachowo „płaskie”, a na skórze utrzymywały się nie dłużej niż 2 godziny. Byłam naprawdę zdenerwowana, ale pomyślałam tylko: masz nauczkę, by nie kupować perfum w zwykłych drogeriach. Jakieś 3 tygodnie temu dostałam od HEBE bon o wartości 10 zł i postanowiłam kupić podkład Max Factor Colour Adapt, który właśnie mi się skończył. Lubiłam go za konsystencję musu i idealne pokrycie. Podkład kosztował dokładnie tyle samo, co w innych drogeriach. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy z opakowania polał się rzadki płyn. I znów pomyślałam: może to tylko pierwsza warstwa... Niestety, produkt jest rozwodniony, niczym nie różni się od tanich podkładów, jakie można dostać za połowę tej ceny.



   Osobiście czuję się oszukana, choć należałoby użyć mocniejszych słów. Taki stan rzeczy jest niedopuszczalny. Pod przykrywką profesjonalnej i przyjaznej drogerii, która dzięki supersprawnym działaniom promocyjnym zdobywa zaufanie klientów, w której zakupy codziennie robią setki osób, kryje się fatalna jakość, najniższy sort i krętactwo. Planowana jest dynamiczna ekspansja sieci w całej Polsce. Na Śląsku funkcjonują już 4 drogerie HEBE - w Chorzowie, Bytomiu, Zabrzu i Gliwicach. Te drogerie będą przejmowały klientów popularnych sieci. Pytanie: kiedy klienci HEBE zorientują się, że coś jest nie tak?