Kiedy mniej więcej dekadę temu w gąszczu głośnych, popowych, r’n’b
i reggae’owych kawałków, puszczanych na
większych i mniejszych imprezach po raz pierwszy usłyszałam Seana Paula,
poczułam na całym ciele gęsią skórkę. Od stóp po czubek głowy. To był zupełnie
nowy rodzaj muzyki. Najpierw myślałam, że to przypadek, że udało się komuś
nagrać utwór, który porywa mnie do tańca
jak żaden inny nigdy wcześnie. Jednak każdy kolejny hit tego artysty wywoływał
u mnie dokładnie takie same emocje, podnosił mi puls i tyłek z krzesła.
Postrzegałam muzykę Seana Paula jako autorską odmianę r’n’b.
Wiele lat później robiąc researching w internecie na temat
kultury rasta trafiłam na pojęcie dancehallu (skąd inąd znane mi wcześniej,
jednak tylko z nazwy). Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że
dźwięki, które tak bardzo trafiały w mój gust to cały gatunek muzyczny, który
doczekał się już kilkudziesięciu fantastycznych wykonawców i soundsystemów,
coraz szybciej ekspandujących z Jamajki. Nigdy więcej nie sięgnęłam po Seana
Paula.
Dancehall narodził się na Jamajce w latach ’70 ubiegłego
stulecia i był muzycznym przełomem po śmierci Boba Marleya. Po erze bujającego
roots reggae nastąpiła bowiem era energii, agresji i seksu. Muzyka dancehall
nierozerwalnie wiąże się z tańcem. A taniec ten zbudowany jest na fundamentach
jamajskiej kultury, w holistycznym tego słowa znaczeniu. Poszczególne elementy
tańca odzwierciedlają styl życia na Jamajce, sferę rozrywki, sferę pracy,
tamtejszą biedę, gangsterkę i relacje damsko-męskie. Pewnym tego wyrazem są nie
tylko same kroki, ale i mówiące wiele ich nazwy, jak One Shot, Boss Man albo Big
& Nasty.
Całkiem uzasadnione mogłoby wydać się stwierdzenie, że w
obliczu powyższego, dancehall poza Jamajką albo w ogóle nie ma prawa istnieć,
albo jest tak odarty z tego, na czym wyrósł, że dla Europejczyków stał się
jedynie kolejnym sposobem na trzęsienie pupą i pretekstem do przebierania się
za białych murzynów. Jak joga odarta z buddyzmu czy chińskie ciasteczka z
wróżbą na półce dużego supermarketu. Słowem, że został spłycony do elementów,
które nadają się do eksponowania. Nic bardziej mylnego.
Z całą pewnością znajdą się osoby, które rozmiłowane w
„dancehallu” do muzyki Seana Paula tworzą układy choreograficzne, oparte na
teledyskach z mainstreamowych stacji telewizyjnych. Spotkałam takie osoby na
swojej drodze, czasem z tytułem instruktora tańca prowadzili własne zajęcia. To
był główny powód, dla którego tak długo zwlekałam z nauką tego, wcale nie
łatwego tańca.
Po raz pierwszy z prawdziwym dancehallem miałam do czynienia
na warsztatach w ramach Ostróda Reggae Festival, prowadzonych przez Ulę „Afro”
Fryc. Na festiwal pojechałam głównie z powodu tych trzydniowych warsztatów. Ula
w 2009 roku zdobyła tytuł Vice Dancehall Queen w Mistrzostwach Świata na Jamajce
i stała się pierwszą białą kobietą, która kiedykolwiek stanęła na podium. Było
to dla mnie ogromne przeżycie i możecie sobie wyobrazić gdzie później znalazła
się poprzeczka podczas poszukiwań instruktora na Śląsku.
W konsekwencji kilku świadomych decyzji trafiłam na zajęcia
do Darii Nędzy. Spodziewałam się bujnej kobiety o jamajskich kształtach i
zaskoczyła mnie drobna, długowłosa brunetka, metr pięćdziesiąt w kapeluszu.
Ktoś kiedyś powiedział, że aby tańczyć dancehall trzeba mieć jamajskie geny
(chodziło mu w szczególności o pupę). Jak ona zamierza trząść tym małym, acz
zgrabnym tyłkiem? Tymczasem Daria wszystkie nas zaskoczyła. Nie dość, że
rewelacyjnie tańczyła, to jeszcze okazała się wspaniałą nauczycielką.
Po pierwsze, Daria podchodzi do każdego z uczestników zajęć
indywidualnie. Jeśli pojawią się problemy z jakimś krokiem, pokazuje go tyle
razy i na tyle różnych sposobów, aż wszyscy załapią. Po drugie, jej układy są
bardzo ciekawe i różnorodne. Pewnie dlatego często zapożyczają je różne zespoły
podczas swoich występów. Po trzecie, Daria poświęca mnóstwo czasu na opowieści
o Jamajce. Zdarzało się, że zamiast tańczyć stałyśmy wpatrzone w instruktorkę,
która przytaczała niesamowite historie, opowiadała o swoich doświadczeniach,
albo o kulisach życia artystów, do których utworu właśnie tańczyłyśmy. Czy
wiecie, że jeden z oficjalnie uznanych na Jamajce, dancehallowych kroków nosi
nazwę Polish Vodka, a zapoczątkowała
go właśnie Ula z koleżankami na jednej z jamajskich imprez?
Daria to pasjonatka, zakochana w swojej pracy. To ten typ
osoby, z którą nigdy, ale to nigdy nie jest nudno. Jeśli dzieją się gdzieś w
Polsce jakieś głośne eventy dancehallowe, bądźcie pewni, że ją tam spotkacie.
Daria organizuje też warsztaty, obozy i wieczorki jamajskie, dlatego warto
śledzić jej aktywność, np. poprzez stronę na facebooku. Jest ambasadorką
krzewienia kultury jamajskiej na Śląsku. Związana jest ze Szkołą Tańca Nova w
Katowicach, ale współpracuje również z innymi szkołami tańca. Daria jest
założycielką zespołu, tańczącego dancehall, Dutty Flames.