Kilka dni temu byłam na obiedzie w Złotym Ośle. To
wegetariański bar w Katowicach i chyba najbardziej osobliwa restauracja na
Śląsku. Osła poznałam w czasach liceum.
Został mi polecony przez znajomą, która była jedną z najbardziej
ekscentrycznych osób, jakie w życiu poznałam: joginka, buddystka, wegetarianka
i do tego dziennikarka. Nic dziwnego, że bywała tam regularnie, bo to miejsce
właśnie takich ludzi przyciąga.
Od mojej ostatniej wizyty, jakieś 4 lata temu tak naprawdę
nic się nie zmieniło. Wystrój pozostał ten sam, bardzo klimatyczny, ciut
hinduski, trochę krishnowski. Nigdy do końca mi nie odpowiadał z uwagi na
pastelowe barwy i trochę zbyt śmietnikowe meble. Niemniej jednak wszystko to
tworzy bardzo specyficzny klimat, który, jak podejrzewam, po zmierzchu zyskuje
na przytulności (zawsze bywałam tam w porze obiadowej). Na uwagę zasługują
ręcznie malowane elementy na ścianach, suficie i w toalecie, które podsycają
nastrój artyzmu.
Bar jak stał kiedyś, tak stoi i dziś. Za szklaną szybą wzrok
przykuwa ogromna różnorodność najdziwniejszych potraw. Wszystko oczywiście bez
mięsa. Znajdziecie tam tarty z najdziwniejszymi dodatkami, kilka rodzajów
lazanie (ze szpinakiem, z brokułami, czy jogurtowo-dyniowa), naleśniki z
nadzieniem ruskim posypane obficie słonecznikiem, spaghetti z serem pleśniowym,
zupy, musake czy warzywne ratatuj. Menu
każdego dnia różni się i wprost nie sposób przywiązać się do jednej, ulubionej
potrawy. Jedyne, co się zmieniło od czasów liceum, to wprowadzenie kartek z
nazwami potraw, czyli zabieg, któremu Osioł opierał się latami, a który
ułatwiłby egzystencję całym pokoleniom kelnerek (te przez 8 godzin swojej
zmiany musiały każdemu klientowi cierpliwie tłumaczyć, co znajduje się w
dzisiejszym menu).
Cena obiadu jest stała i wynosi teraz 12 zł. Oprócz gorącej
porcji dania głównego dostajemy talerz do bufetu sałatkowego, gdzie nakładamy
tyle surówek, ile tylko zdołamy zjeść. Oczywiście każda z nich nieco różni się
od standardowych miksów warzywnych, a hitem dla mnie było połączenie arbuza,
jabłek i mięty. Napoje zawsze były w Ośle dość drogie, za to raczej nietypowe.
Możemy skosztować soków ze świeżych owoców, lemoniady, czy napoju imbirowego. Jest
też piwo z dystrybutora w cenie 5zł za małe i 6zł za półlitrowe.
Strefa gastronomiczna jest bardzo różnorodna, zaskakująca,
zawsze świeża, a wykorzystuje się tylko zdrowe jedzenie i naturalne przyprawy.
Potrawy podgrzewane są w piecu, nie w mikrofalówce, a w kuchni trwa kreatywne
gotowanie od 10 do 22.
Ludzie Złotego Osła to też interesujący aspekt baru. Odkąd
pamiętam obsługę zawsze stanowiły osoby bardzo alternatywne, często w dredach i
z kolczykami. Znam kilka bardzo ciekawych śląskich osobistości, które kiedyś,
daawno temu przewinęły się przez Osła. Klientela jest również bardzo ciekawa,
jednak niskie ceny dużych posiłków ściągają i typowych bywalców barów
mlecznych.
Złoty Osioł znajduje się w centrum Katowic, przy ulicy
Mariackiej 1 (obok budynku starego dworca PKP lub dawnego Mega Clubu). Osioł
otwarł swoją filię również w centrum Sosnowca, a wielkimi krokami zbliża się
otwarcie filii w Gliwicach. Z moich informacji wynika, że aktualnie trwa nabór
członków załogi do gliwickiego wege-baru.
czekam zatem na gliwickie otwarcie ;)
OdpowiedzUsuńkilka dni temu byłam po raz pierwszy od około 4 lat i na widok wspomnianych przez Ciebie kartek z nazwami zrobiłam głębokie ufff i 'Alleluja!'. Zawsze współczułam tym kelnerkom :)
OdpowiedzUsuńja je szczerze podziwiałam ;)
OdpowiedzUsuńszczerze powiedziawszy ja nie przepadam
OdpowiedzUsuńnajlepsze jedzenie ever!
OdpowiedzUsuńuwielbiam :D
OdpowiedzUsuń